poniedziałek, 26 maja 2014

Wyspa

        Dzisiaj trzeci i ostatni set zdjęć zrobionych na wyspie Isle of Skye, po której podróżowaliśmy razem z naszym drogim kolegą Mikołajem. 




Wyspa może być przekleństwem i zbawieniem. Miejscem, do którego ucieka się przed światem, lub takim, z którego ucieka się do świata. Ciepłym domem lub miejscem izolacji i zesłania. Rajskim marzeniem lub koniecznością i brakiem wyboru. 
Perspektywa z jakiej postrzega się wyspę jest bardzo płynna i zależy od miejsca położenia. Dla ludzi, którzy nigdy na wyspie nie mieszkali jest ona ulotnym snem, turkusową wodą, palmą kokoswą, ciepłym wiatrem, słońcem, białym piaskiem. Spokojem, wytchnienieniem, pięknym widokiem. Jest odzwierciedleniem raju, w którym chcieliby żyć. 
Wyspiarze zwłaszcza Ci młodzi na swój dom patrzą zgoła inaczej. Dla nich wyspa to powszedność i nuda, to więzienie, z którego za wszelką cenę pragną się wydostać. To brak perspektywy i możliwości rozwoju. To także wyobcowanie i odosobnieie. Mieszkańcy wyspy mają świadomość tego, że wielki świat znajduje się za głęboką wodą a by tam dotrzeć muszą porzucić bardzo ograniczoną, ale jednak znaną i bezpieczną przystań. 

Na Isle of Skye spotkaliśmy pewnego Pana w średnim wieku. Pracował w hostelu, w którym się zatrzymaliśmy jednak nie był rodowitym mieszkańcem wyspy. Pochodził z dużego miasta, ale wybrał życie w Portre, która choć jest stolicą wyspy nam bardziej przypominała małe, prowincjonalne miasteczko. Pomimo braku dostępu do kina, teatru lub centrum chandlowego Pan wydawał się być szczęśliwy i zadowolny ze swojego położenia. Wydaje się nam, że kluczem do takiego stanu jest świadomość, że w razie czego można wyjechać.









piątek, 9 maja 2014

Ucieczka zorganizowana.

Wyjazd na Isle of Skye to była dla nas ucieczka od miasta, wydawało nam się, że jedziemy na koniec świata. Może powszechnie, z końcem świata kojarzą się bardziej: Ziemia Ognista, Nowa Zelandia czy Biegun Południowy, ale dla nas mających tydzień urlopu i ogromną chęć pojechania na północ Szkocji, było to bez znaczenia.
Wiedzieliśmy, że zawsze jest gdzieś dalej, gdzieś bardziej na końcu świata, ale gdy pójdzie się zbyt daleko, gdy przekroczy się pewną granicę, to powrót do cywilizacji staje się nieunikniony. Okrągłość ziemi, zapewnia ostateczne dotarcie do punktu wyjścia, im bardziej uciekamy, tym szybciej wracamy do punktu, zdarzenia, które próbowaliśmy zostawić. Lepsze to jednak, niż wizja upadku w przepaść i nicość, która zaczyna się linią horyzontu - jak sądzona dawniej.
Jednak stojąc na Neist Point - półwyspie o stromych zboczach - i oglądając zachód słońca za horyzontem morza, można było odnieść wrażenie, że wspomniana przepaść - koniec świata - jest tuż obok, oddalona o jeden nieuważny krok.
Ale wróciliśmy, najpierw wspinając się po milionie stopni dotarliśmy na parking, gdzie czekał na nas nasz wynajęty Volkswagen Polo, „Polem” dotarliśmy do Portree (tam był nasz nocleg), a potem już autobusem wracaliśmy do Edynburga do naszej ukochanej i znienawidzonej, jednocześnie, cywilizacji. Cywilizacji, od której uciekamy, kiedy się tylko da, jadąc za miasto, na wieś, ale również cywilizacji, która jak magnes przyciąga nas do centrów handlowych, sklepów z ciuchami, muzeów i kawiarni.
Kiedy jechaliśmy samochodem przez, piękne, samotne drogi Isle of Skye, podziwialiśmy niekończące się góry i morze, które towarzyszyły nam jednocześnie. Co jakiś czas pojawiała się jednak w głowie myśl - a może by się tak zatrzymać w jakiejś kawiarni, wypić kawę i zjeść kawałek ciasta. I zwykle, wcześniej, czy później znajdowaliśmy jakiś dom, miejsce, gdzie nie powinno być już nic a jednak, była kawiarnia, sklep z pamiątkami, menu a w nim kurczak po tajsku.
Przekonywaliśmy się coraz bardziej, że naiwnością była myśl, że jadąc 10 godzin autobusem, na odległą wyspę, na północy kraju, udaje nam się uciec. Nie bardzo, bo choć zmienia się natężenie i intensywność objawów cywilizacji, to ucieczka jest niemożliwa albo zorganizowana. Pięknie, jednak, jest marzyć o tym, żeby znaleźć się na końcu świata.










czwartek, 1 maja 2014

Isle of Skye - wyspa z bajki.


Od dawna nie dodaliśmy nic na bloga i nie szukamy żadnego usprawiedliwienia. Brak nowych wpisów nie oznacza jednak, że nasza  miłość do Polaroidów osłabła. Przeciwnie, mamy wrażenie, że nasz związek z fotografią instant rozkwita. 
Polaroidy (SX-70  jak i Land Camera 100) towarzyszą nam zarówno na co dzień, jak i od święta. Oba aparaty był z nami również na wakacjach, które spędziliśmy na wyspie Isle of Skye. 
Leży ona 6 godzin drogi od Edynburga i jest drugą, co do wielkości, szkocką wyspą. Po mimo iż nie znajdziemy na niej jeziora ze słynnym potworem, ani żadnego spektakularnego zamku, w którego wieży mogłaby przebywać zamknięta księżniczka, wyspa jest bardzo popularnym celem turystycznych wyjazdów. Isle of Skye znana jest bowiem z krajobrazów, które robią wrażenie nawet na wiecznie niezadowolonym malkontencie. 
Na Isle of Skye spędziliśmy trzy dni, ale okazało się to wystarczającym czasem by dość dokładnie zwiedzić wyspę. Naszą bazą wypadową było Portree, stolica wyspy, w której zatrzymaliśmy się na trzy noce. Ponieważ komunikacja publiczna nie jest największym atutem wyspy, najlepszym sposobem na podróżowanie po wyspie jest własny transport. My wynajęliśmy samochód. Dało to nam swobodę w poruszaniu się i zatrzymywaniu w każdym, dowolnym momencie, ot tak choćby po to, żeby zrobić zdjęcie. A miejsc wartych sfotografowania na Isle of Skye nie brakuje. 
Swoboda poruszania przywołała w nas wspomnienia Bali i naszej starej Vespy - na myśl, o której zakręciła nam się w oku łza. 
Przyszło nam do głowy, że wyspa jest w pewnym sensie bajkowa. Nie chodzi nam jednak o to, że  „krajobrazy są bajkowe” (choć oczywiście takie są) lecz o to, że na wyspie z powodzeniem mogłaby rozgrywać się akacja co najmniej dwóch znanych nam bajek, Baranka Shauna oraz kultowego Listonosza Pata (Pat i kot, kot i Pat przyjaciele od lat… ) Kamienne mostki, małe, czerwone samochody królewskiej poczty oraz owce, sprawiają, że można poczuć się naprawdę jak w bajce.
Doszliśmy również do wniosku, że wyspa jest niesamowicie spokojnym miejscem sprzyjającym kontemplacji, przemyśleniom i tworzeniu. Dlatego wydaje się nam, że jest to świetne miejsce do życia dla artystów, pisarzy i ludzi z wolnymi zawodami. My jednak póki co zbyt bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do dobrodziejstw cywilizacji, jakim niewątpliwie są szybki internet i kawiarnie, by móc się tam przenieść na stałe. Jednak letnim domkiem na Isle of Ske nie pogardzimy.