piątek, 9 maja 2014

Ucieczka zorganizowana.

Wyjazd na Isle of Skye to była dla nas ucieczka od miasta, wydawało nam się, że jedziemy na koniec świata. Może powszechnie, z końcem świata kojarzą się bardziej: Ziemia Ognista, Nowa Zelandia czy Biegun Południowy, ale dla nas mających tydzień urlopu i ogromną chęć pojechania na północ Szkocji, było to bez znaczenia.
Wiedzieliśmy, że zawsze jest gdzieś dalej, gdzieś bardziej na końcu świata, ale gdy pójdzie się zbyt daleko, gdy przekroczy się pewną granicę, to powrót do cywilizacji staje się nieunikniony. Okrągłość ziemi, zapewnia ostateczne dotarcie do punktu wyjścia, im bardziej uciekamy, tym szybciej wracamy do punktu, zdarzenia, które próbowaliśmy zostawić. Lepsze to jednak, niż wizja upadku w przepaść i nicość, która zaczyna się linią horyzontu - jak sądzona dawniej.
Jednak stojąc na Neist Point - półwyspie o stromych zboczach - i oglądając zachód słońca za horyzontem morza, można było odnieść wrażenie, że wspomniana przepaść - koniec świata - jest tuż obok, oddalona o jeden nieuważny krok.
Ale wróciliśmy, najpierw wspinając się po milionie stopni dotarliśmy na parking, gdzie czekał na nas nasz wynajęty Volkswagen Polo, „Polem” dotarliśmy do Portree (tam był nasz nocleg), a potem już autobusem wracaliśmy do Edynburga do naszej ukochanej i znienawidzonej, jednocześnie, cywilizacji. Cywilizacji, od której uciekamy, kiedy się tylko da, jadąc za miasto, na wieś, ale również cywilizacji, która jak magnes przyciąga nas do centrów handlowych, sklepów z ciuchami, muzeów i kawiarni.
Kiedy jechaliśmy samochodem przez, piękne, samotne drogi Isle of Skye, podziwialiśmy niekończące się góry i morze, które towarzyszyły nam jednocześnie. Co jakiś czas pojawiała się jednak w głowie myśl - a może by się tak zatrzymać w jakiejś kawiarni, wypić kawę i zjeść kawałek ciasta. I zwykle, wcześniej, czy później znajdowaliśmy jakiś dom, miejsce, gdzie nie powinno być już nic a jednak, była kawiarnia, sklep z pamiątkami, menu a w nim kurczak po tajsku.
Przekonywaliśmy się coraz bardziej, że naiwnością była myśl, że jadąc 10 godzin autobusem, na odległą wyspę, na północy kraju, udaje nam się uciec. Nie bardzo, bo choć zmienia się natężenie i intensywność objawów cywilizacji, to ucieczka jest niemożliwa albo zorganizowana. Pięknie, jednak, jest marzyć o tym, żeby znaleźć się na końcu świata.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz